Niemal każda przedsiębiorczyni, kiedy ją zapytasz, czy chciałaby pracować na etacie, krzyczy głośno: “NIEEE!” A potem przekonuje Cię, dlaczego dla niej prowadzenie firmy jest takie dobre. Nie mam co prawda dużego doświadczenia z biznesami stacjonarnymi, ale w onlajnie jest sporo rzeczy, które są jednoczesnym dobrodziejstwem i przekleństwem. Weźmy na przykład możliwość pracy z każdego miejsca na ziemi – idealne, jeśli lubisz podróżować i pracować jednocześnie. Ale totalnie do bani, bo trudno się odciąć. Biznes masz zawsze w kieszeni w swoim telefonie. Dziś opowiem Ci o kilku rzeczach, których w biznesie online nie lubię. Ciekawa jestem, czy się ze mną zgodzisz? Gotowa na małą przejażdżkę po cieniach onlajnu? To zaczynamy!

Kilka lat temu prowadziłam na Facebooku grupę „Blaski i cienie wirtualnej asysty”, której członkinie dzieliły się przemyśleniami na temat pracy zdalnej. Było sporo blasków, ale jednak w dużej mierze cienie przeważały. Sama zauważam, że im bardziej jestem zmęczona, przepracowana, w ciągłym biegu, tym trudniej o pozytywy. Taka już nasza natura. I tak sobie myślę, że ten odcinek miał być odcinkiem solo o tym, co mi w prowadzeniu firmy online przeszkadza, ale bardzo prawdopodobne, że dla równowagi nagram taki z zaletami. W końcu nie chcemy nikogo zniechęcać do przedsiębiorczości, prawda? 😉 OK, to postanowione.

Jeśli wolisz słuchać niż czytać:

Biznes online naprawdę ma sporo zalet. Masz ogromne możliwości działania, zdobywania klientów, rozwoju. Całkiem sporą swobodę w prowadzeniu firmy – jak to powiedziało kiedyś moje młodsze dziecko:

Moja mama do pracy się nie ubiera.

Wstajesz, idziesz do drugiego pokoju i jesteś w pracy. Masz totalną swobodę jeśli chodzi o zarządzanie sobą w czasie. Możesz zabrać komputer i pojechać, pracować znad morza. Albo z Tajlandii. Jeśli masz taką fantazję. W wielu zawodach da się nawet prowadzić firmę li i jedynie z telefonu. Są jednak pewne aspekty, które mi czasem przeszkadzają. Nie zawsze, ale jednak. Powiem Ci, jak to wygląda z mojej perspektywy, a jeśli masz ochotę podzielić się swoimi wrażeniami, napisz 🙂

#1 UTRUDNIONA / ZABURZONA KOMUNIKACJA

Uwielbiam online za swobodę i szybkość komunikacji. Potrzebujesz się z kimś spotkać, umawiasz się na calla – jesteś w stanie zrobić to dosłownie z minuty na minutę. Jedno kliknięcie i widzisz tę osobę po drugiej stronie ekranu. Albo szybko wymieniasz się informacjami z klientem na Messengerze.

Jednak spotkania online vs te w realu mają jedną gigantyczną wadę – zaburzają przekaz. SMS-y, wiadomości na What’s Apple czy Messengerze, maile… trzeba bardzo uważać na słowa. Ja na przykład całkiem niedawno dowiedziałam się, że… jak jestem zła, to stawiam kropki na końcu zdania. Tak, tak. To, co jest poprawną językowo normą, odbierane jest jako wyraz… agresji. 

To tylko jeden z przykładów zaburzonej komunikacji. Nawet jeśli rozmawiasz z klientem i widzicie się przez kamerę, może dojść do nieporozumień. Nie widzisz całej sylwetki, nie odbierasz subtelnych sygnałów albo docierają do Ciebie z opóźnieniem. Niełatwo jest też ocenić reakcję drugiej osoby. Ktoś może po prostu nie włączyć kamery albo… wyłączyć ją w strategicznym momencie. Jak moje dzieci na zdalnej lekcji polskiego, kiedy przychodziło do odpowiadania z trzech ostatnich tematów. 

Tak, zdecydowanie łatwiej jest czasem zwyczajnie zadzwonić lub jeśli potrzeba jest głębszego wyjaśnienia i omówienia tematu – spotkać się na żywo. OK, powiesz… to co to za praca online, jak i tak się muszę na żywo spotkać. Nie musisz. Ale bierz wtedy na klatę te drobne niuanse, które wynikają z komunikacji na odległość.

#2 ZERWANE ŁĄCZA, ZAMROŻONE OBRAZY

A skoro już jesteśmy przy komunikacji na odległość, to powiem szczerze, że nic mnie nie wkurza bardziej, jak wieszające się obrazy czy urywające w połowie zdania. Albo komunikacja jak alfabetem Morse’a – słyszysz co drugą głoskę. Tak, słabe łącze to zmora. Gorzej jednak, kiedy masz je z pozoru stabilne (jak ja światłowód), a technika robi psikusy.

Do legendy przeszły już moje cotygodniowe calle z jednym z klientów. Zawsze, ale to zawsze po 30-40 minutach mój komputer mówi „Spadaj, już się napracowałem” i wyłącza internet. Jest to mega frustrujące, serio. Szczególnie, jak osoba po drugiej stronie widzi, jak zamierasz w najczęściej mało atrakcyjnej pozycji i z całkowicie debilną miną (uroki zamrożonego obrazu).

I uwierz mi, w tym wypadku zrobiłam wszystko, co można, by do takich sytuacji nie doszło. Mam światłowód podpięty do kompa kablem, zapasowe WiFi, gdyby coś poszło nie tak (tia, też mi niespodzianka) oraz internet z komórki. A mimo to tydzień w tydzień wypowiadam słowa „Wybaczcie, coś mi się zawiesiło. Już jestem z powrotem”. Mogłabym sobie to na czole wytatuować.

#3 NA CO KOMU FORMALNOŚCI

Formalna strona prowadzenia firmy online, też często pozostawia wiele do życzenia. Kiedy zawierasz umowę z klientem, domaga się on wszelkich możliwych podpisów, NDA-ów, RODO, paragrafów o poufności i cudów na kiju. I bardzo dobrze! Tak to powinno właśnie wyglądać. 

Z drugiej strony jednak, rozwiązywanie umowy rzadko kiedy odbywa się tak, jak zapisano w umowie. Nie wiem jak Ty, ale ja mam najczęściej zapis o miesięcznym okresie wypowiedzenia. Żaden, ale dosłownie żaden, z moich byłych klientów się go nie trzymał. Najczęściej słyszę:

Nie będę przedłużał umowy.
Nie chcę już kolejnego pakietu.
Od następnego miesiąca zatrudniam kogoś na etat…

Ale to jest pikuś. Przynajmniej wiem, co się z klientem stało. Są też tacy, którzy znikają całkowicie po angielsku (maile, telefony, Messengery zmieniają się w komunikatory widmo) albo krótkim zdaniem w mailu. 

Zupełnie tak, jakby umowy zawierane na odległość obowiązywały tylko w wybranych zapisach.

#4 PRACA Z KAŻDEGO MIEJSCA NA ZIEMII

Tak, dobrze usłyszałaś. To, co jest ogromnym błogosławieństwem i niemalże zdobyczą cywilizacji, może stać się totalną kulą u nogi. Ciężko bowiem odciąć się od komunikatów, maili, powiadomień i innych cudów. Co więcej, wszyscy wiedzą, że masz ten telefon przy tyłku, więc co ci szkodzi tylko zerknąć, prawda?

Tak po prawdzie, żeby móc wypocząć na urlopie / podczas weekendu, musisz sama ze sobą zawrzeć umowę i nie zaglądać, gdzie oko nie sięga. A w skrajnych przypadkach odinstalować krytyczne aplikacje z telefonu. Inaczej wejdziesz tylko na chwilę i przepadasz na cały dzień.

Druga strona tego medalu jest jeszcze ciemniejsza. Jako właścicielka firmy czujesz się odpowiedzialna za siebie, za klientów, za zadania. Więc sama sobie robisz kuku, co chwilę sprawdzając i zaglądając do telefonu. „Beze mnie firma nie przetrwa”, powiesz. „Pańskie oko konia tuszy”. Zmęczone i przepracowane oko to co najwyżej niedowidzi i ma omamy.

Choć prawda jest taka, że tak zupełnie na 100% to da się odciąć tylko, jeśli nie masz zasięgu.

#5 SAMOTNOŚĆ W SIECI

To kolejny paradoks. Niby masz dostęp do wszystkiego i wszędzie, na wyciągnięcie ręki, a jednak bywają momenty, kiedy jako przedsiębiorczyni czujesz się całkiem sama. I nie mówię tutaj o takich prozaicznych czynnościach, kiedy pracujesz z domu i nie masz do kogo gęby otworzyć. Dzieci mają swoje sprawy, kot ma cię w nosie, psa bardziej interesuje piłeczka. 

Nie, chodzi o sytuacje, kiedy naprawdę potrzebujesz z kimś pogadać, wyjść z domu, zmienić otoczenie i perspektywę, bo czujesz, że kręcisz się w kółko. Znalezienie zaufanej osoby, zaufanego grona przedsiębiorców jest w takim momencie bezcenne. Nawet jeśli miałabyś zainwestować we wsparcie mentora czy wziąć udział w płatnym mastermindzie, to moim zdaniem warto.

Dla zdrowia psychicznego i kondycji Twojej firmy.

#6 OTOCZENIE, KTÓRE NIE ROZUMIE

Ostatni punkt, który dziś poruszę to… kwestia zrozumienia. Tak problematyczna, zwłaszcza gdy zaczynasz prowadzić firmę online / pracować z domu. I nagle słyszysz:

Ty ciągle klikasz na tym Fejsbuku. Weź się do prawdziwej pracy.
Siedzisz w domu, to możesz zawieźć babcię Krysię do lekarza rano. I poczekaj z nią, bo potem chce pojechać na cmentarz.
No cześć, kochana, dzwonię poplotkować. Nie masz szefa nad głową, to możesz sobie zrobić chwilę przerwy.

Wiesz, ile czasu zajęło mojej rodzinie nauczenie się, że praca w domu to też praca? Dobrych kilka miesięcy! Część nawet poobrażała się na wiecznie nieodebrane telefony, a aluzja że trudniej się do mnie dodzwonić niż do ministerstwa, na stałe weszła do repertuaru tekstów powitalnych.

Co robić, gdy rodzina nie wspiera? Swoje! W końcu się przyzwyczają. Choć muszę uczciwie przyznać, że teraz – po okresie pandemii, gdzie spora grupa osób zasmakowała pracy na onlajnie – i tak jest o niebo lepiej. Tylko babcia Krysia dalej nie rozumie 😉

PODSUMOWANIE

Jak widzisz, mój onlajn ma też ciemniejsze i bardziej irytujące strony. Twój też? Podziel się ze mną swoimi sposobami na odgonienie chmur. W kolejnym odcinku z tej serii pogadamy o nieoczywistych blaskach.

Do następnego razu!