Simon Sinek w swojej książce „Zaczynaj od dlaczego” zachęca do zadawania sobie pytania „WHY” zawsze, zanim tylko zabierzemy się za jakieś działanie. Zadałam sobie więc to pytanie, zanim zaczęłam pisać tekst. I doszłam do jedynego słusznego wniosku, że pierwszy wpis na blogu, zwłaszcza biznesowym, powinien przybliżyć Ci moją sylwetkę i pokazać moje „dlaczego”. Tyle tylko, że ja całkiem sporo napisałam o nim na stronie „O mnie”. Dlatego postanowiłam, że ten blogowy początek nie będzie taki do końca sztampowy. Zamiast tego opowiem Ci moją historię. Historię o tym, jak z szarej myszki dotarłam do etapu „Jestem trenerem i mentorem odważnych i przedsiębiorczych kobiet”. Masz pół życia, by posłuchać? Żartuję 🙂 Niemniej herbata i pół godziny spokoju Ci się przyda. Zacznijmy do mojego „dlaczego”.

Kiedy napisałam w tytule o „szarej myszce”, pomyślałam sobie, jak bardzo ta historia jest prawdziwa. Jestem takim Kopciuszkiem biznesu. Tylko jakoś książę nie chciał po mnie złotą karetą przyjechać. Na rumaku też nie. Może to i lepiej. Przynajmniej wiem, że wszystko, co osiągnęłam w prowadzeniu firmy zawdzięczam swojej pracy. I ludziom, których spotkałam po drodze. Zacznijmy jednak od początku.

Na pomysł założenia własnej działalności wpadłam ponad dekadę temu. A raczej to ten pomysł wpadł na mnie, kiedy po spektakularnym zwolnieniu z pracy, znalazłam się po raz kolejny „na bruku”. Nie, nie nawywijałam nie wiadomo czego. Firma została zlikwidowana. I w sumie dobrze się stało, ponieważ ten status „osoby zwolnionej z winy pracodawcy” okazał się dla mnie bardzo korzystny. Mogłam nie tylko starać się o dotację z UE, a też znalazłam się w tej uprzywilejowanej grupie osób, która była najmniej liczna. Tym samym miałam większe szanse na zwycięstwo i wykorzystałam je skrupulatnie. We wrześniu 2011 roku założyłam pierwszą działalność gospodarczą.

Czego nauczyła mnie pierwsza firma?

Niestety, jeśli teraz liczysz na success story, muszę Cię bardzo rozczarować. To nie był dobry czas dla mnie, a ja sama kompletnie w tamtym momencie nie nadawałam się do prowadzenia działalności gospodarczej. Dość powiedzieć, że byłam wycofana, niepewna siebie, przestraszona tą świeżo rodzącą się przedsiębiorczością. Tak, spektakularnie rozłożyłam tę działalność na łopatki i niemal kopałam leżącego. Po dwóch latach, nie mając za bardzo innego wyjścia, odwiesiłam dumę na kołek i wróciłam z podkulonym ogonem na etat. Historię o tym, dlaczego musiałam zamknąć firmę, przeczytasz na stronie mojej agencji Wirtualnych Asystentek Pretty Well Done.

Jeśli poczułaś w tej historii choć odrobinę siebie, mam dla Ciebie dobrą wiadomość – ta historia mimo wszystko ma happy end. Tylko musiałam na niego trochę poczekać.

Pisząc, że nie nadawałam się do prowadzenia działalności, muszę przyznać, że zdałam sobie z tego sprawę dopiero po naprawdę bardzo długim czasie. Przez dwa lata robiłam wszystko, by utrzymać się na powierzchni. Popełniłam każdy możliwy błąd, jaki może popełnić biznesowy świeżak. Dziś wiem, że ta historia po prostu nie mogła się udać. Stała się dla mnie za to cenną lekcją. I podstawą do przekazywania wiedzy o biznesowym świecie innym kobietom takim jak ja. Ale o tym za chwilę…

Z deszczu pod rynnę

Ponieważ historia mojej pierwszej działalności nie zakończyła się sukcesem, wróciłam na etat i odchorowałam każdą minutę, spędzoną na zastanawianiu się Jedzenie na tydzień czy nowe buty dla dziecka, bo idzie zima. Niestety, nie dramatyzuję i nie przesadzam, choć bardzo bym chciała. To był dla mnie ciężki czas.

Wracając na etat, obiecałam sobie, że już nigdy więcej… Dość mam przedsiębiorczości, zabiegania o klientów, borykania się z brakami finansowymi i zastanawiania, skąd do cholery mam wziąć pieniądze, by zapłacić składki ZUS. Ja się do tego nie nadaję.

I po raz kolejny… pomyliłam się 🙂 Tym razem na szczęście. Na etacie spędziłam cztery lata. Bardzo owocne muszę przyznać. Zdobyłam mnóstwo umiejętności, zarówno twardych, jak i tych nieco bardziej miękkich. I postanowiłam spróbować jeszcze raz. Skracając nieco tę przydługą opowieść (większą część tej historii wyczytasz na blogu Pretty Well Done oraz w książce Rzuciłam pracę i co dalej), rzuciłam pracę (sic!), założyłam działalność i już po pół roku zarabiałam w niej więcej niż na etacie.

Ludzie, którymi się otaczasz, mają na Ciebie niewyobrażalny wpływ

Początkowo koncentrowałam się jedynie na wykonywaniu usług i to mi wystarczało. Niestety, popełniłam kolejny błąd (a w zasadzie kilka), który sprawił, że zaczęłam kręcić się w kółko. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że przeliczałam czas na pieniądze i nie potrafiłam wyjść z tej pętli.

I wtedy właśni poznałam moją dzisiejszą mentorkę, strateżkę i trenerkę biznesów, Agatę Limanówkę. Praca z Agatą sprawiła, że moja firma ruszyła z miejsca jak prawdziwa torpeda. Ja sama pracowałam nie tylko nad swoimi umiejętnościami, ale przede wszystkim nad mindsetem. Chłonęłam tę całą wiedzę jak gąbka, doskonaliłam swój warsztat i poczułam, że chcę dać światu od siebie więcej.

Moją misją jest wspierać przedsiębiorcze odważne kobiety w ich planach podboju biznesowego świata

Karolina Brzuchalska

Doskonale zdaję sobie sprawę, że jest wiele kobiet, które tak jak ja chcą zawalczyć o swoją przyszłość. Być może tkwią jeszcze na etacie, w nielubianej pracy, albo właśnie stoją przed decyzją, czy wracać z urlopu macierzyńskiego do firmy czy też nie. Wahają się, co zrobić. Etat daje pewnego rodzaju (pozorne) bezpieczeństwo. Własna firma jednak, choć czasem niepewna, daje to, co dla mnie osobiście jest w życiu najcenniejsze – wolność.

Sama przeszłam bardzo długą drogę. Od nieudanego startu w przedsiębiorczość, poprzez walkę o swoje ja, ponowne założenie działalności, aż do punktu, w którym jestem dziś, kiedy wspieram przedsiębiorcze kobiety w realizacji ich biznesowych marzeń.

Wiem, jak to jest, zaczynać. 

Jak to jest, wahać się, czy dam radę (i dlaczego dam!)

I liczyć każdy grosz i mozolnie budować poduszkę finansową.

Przeszłam tę drogę. Byłam dokładnie tam, gdzie wiele z nas i wiem, ile trzeba czasu, pracy i samozaparcia, by osiągnąć sukces. Champions are made, not born — to motto wisi od ponad 3 lat nad moim biurkiem i dodaje mi siły w chwilach zwątpienia. Dokładnie tak, jak ja dodaję sił innym kobietom w walce o ich biznesową przyszłość.